wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 1



Masz czasami wrażenie ,że lecisz w dół , że spadasz…? Widzisz tylko chmury rozciągające się nad tobą , czujesz krople deszczu spływające po twojej twarzy i wiatr na twoich plecach ,strasznie się boisz… czekasz na bolesny upadek ,który zaraz ma nastąpić? Gdy naglę ktoś chwyta twoją dłoń i ciągnie cię ku górze ,nie widzisz twarzy tylko oczy. Oczy tak piękne ,że patrząc w nie zapominasz o całym strachu. Naglę znów ogarnia cię ciemność i uderzasz plecami o taflę wody.

         Z krzykiem podniosłam się z łóżka i rozejrzałam po sypialni wodząc ręką po pościeli aby upewnić się ,że to nie kolejny sen. Serce kołatało mi jak szalone. Na szczęście byłam w swoim pokoju. Było strasznie ciemno. Zerknęłam na zegarek stojący na komodzie obok. Była 2 w nocy ,a za oknem szalała letnia burza.
Ciemno-bure niebo przeszywały pioruny, którym towarzyszyły potężne grzmoty. Nigdy się jej nie bałam pozwalało mi to się zrelaksować. Podniosłam się i dotknęłam stopą zimnych paneli idąc w kierunku łazienki. Stanęłam przed lustrem i oparłam się o umywalkę.           Bicie serca było bardzo szybkie oddychałam głęboko próbując je uspokoić. Spojrzałam w górę i ujrzałam dziewczynę. Była blada a jej czekoladowe oczy podkrążone i zaczerwienione. Brązowe włosy sterczały na głowie przypominając gniazdo dla ptaków ,biała półprzeźroczysta koszula pognieciona opadając w dół odsłaniała jej kościste ramiona i nogi. Nie był to przyjemny widok ,a najgorsze było to ,że tą dziewczyną byłam ja. Od miesięcy ten sam sen nie daje mi spokoju. Nie mam pojęcia co on oznacza ani dlaczego mi się śni ,ale wiedziałam ,że nadmierny brak snu niekorzystnie wpływała na mój wygląd i zdrowie. Otrząsnęłam się odkręciłam kran i ukoiłam moją twarz przemywając ją lodowata wodą zerknęłam ostatni raz na swoje odbicie w lustrze i  szybko wróciłam do pokoju gasząc za sobą światło.
Wsunęłam się pod pościel i obserwowałam przebieg burzy. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w rytm padającego deszczu, kropli stukających w okna mojej sypialni ,szumiącego wiatru i przerażających grzmotów. Błyskawice regularnie przeszywały niebo rozjaśniając co chwilę mój pokój. Białe ściany, czekoladowe meble, kilka książek na półce. W sumie miałam w nim tak mało rzeczy ,że nie musiałam za często sprzątać. Oto cała ja nudna ,spokojna i… samotna ja.

         Słońce wdarło się do pokoju i oświetliło moją twarz. Skrzywiłam się impulsywnie i przeciągnęłam z towarzyszącym ziewnięciem. Usiadłam się i przetarłam oczy ponownie ziewając. Zeskoczyłam energicznie z łóżka i ruszyłam w stronę balkonu. Odsunęłam półprzeźroczystą białą firankę i otworzyłam szklane drzwi. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się powietrzem. Kocham poranek po burzy. Czuję się jakby cały świat był nowonarodzony. Nie przeszkadzało mi nic. Mokre i lodowate stopy, lekki powiew wiatru ani krople spływające z rynny nade mną wprost na włosy ,które były w kompletnym nieładzie. Znów się przeciągnęłam, zaciągając się zapachem poranka równocześnie zachwycając się widokiem Londyńskich ulic na przedmieściach. Odwróciłam się na pięcie i sięgnęłam po paczkę papierosów leżących na parapecie. Odpaliłam jednego i poczułam jak duszący dym wypełnia moje płuca. Wiem ,że nie jest to zdrowe ,ale nie potrafię pozbyć się tego paskudnego nałogu. Zapach papierosa i poranka sprawia ,że czuję się jak nowy człowiek. Stałam tak około 10 minut następnie zgasiłam papierosa i weszłam do środka zostawiając na drewnianych panelach ślady moich mokrych stóp prowadzących do łazienki. Byłam całkowicie spocona  powodem tego były moje nocne koszmary. Biała koszula wylądowała na niebieskich kafelkach ,a ja weszłam pod prysznic zasuwając za sobą zasłonkę. Odkręciłam kran i strumień gorącej wody momentalnie spryskał całe moje ciało. Po wyjściu umyłam zęby i wysuszyłam włosy upinając je w niesfornego kucyka. Nałożyłam na siebie szarą bluzkę i dżinsowe szorty. Zbiegłam na dół po schodach i zajrzałam do kuchni.
Tak jak myślałam mama już od białego rana szykuje się do pracy. Weszłam swobodnie i usiadłam się na krześle. Stół wyglądał jak śniadaniowe pobojowisko. Stały na nim sery od białych ,poprzez żółte ,aż do pleśniowych, i chyba wszystkie warzywa jakie nadawały się na zrobienie porannej kanapki. Deski ,noże ,łyżeczki, kubek i 3 talerze ,aż trudno uwierzyć ,że to wszystko zostawiła po sobie jedna osoba. W ten cały nieład idealnie wplótł się czerwony koszyczek pełen cieplutkich bułek stojących na środku stołu.
Na ladzie za moimi plecami znajdował się dzbanek pełen kawy. Wyciągnęłam mój ulubiony kubek z ciemno-dębowej szafki wiszącej nad ladą. Po czym podniosłam dzban i poczułam jak zapach kawy unosi się wraz z parą ku mojej twarzy wypełniając tym samym kuchenną przestrzeń swoim aromatem. Wzięłam łapczywy łyk i obserwowałam moją mamę, usiadłam znów przy stole po czym głośno westchnęłam i powiedziałam.
- Cześć mamo!
- O cześć skarbie! Nie zauważyłam ,że wstałaś.
- Tak ,widzę że dzisiaj jem sama… znowu. – powiedziałam pretensjonalnie.
- Wybacz skarbię, wiesz problemy w biurze, rachunki do zapłacenia , spotkanie z prezesem zarządu. Jutro zjemy razem.
- Tak na pewno.
         Spojrzałam na moje odbicie w kawie. Zobaczyłam tam twarz smutnej i osamotnionej dziewczyny ,która próbuje desperacko ukryć swoje rozczarowanie. Czułam wzrok mamy na moich plecach. Łza


spłynęła po moim policzku i wylądowała w kubku zniekształcając moje odbicie. Objęła mnie od tyłu po czym powiedziała.
- Kocham cię Clary wiesz?
- Wiem Mamo, ja ciebie też. Może zjemy razem obiad. Możemy zjeść na mieście albo sama zrobię coś w domu.. – powiedziałam szybko z nadzieją ,że spędzę z nią w końcu trochę czasu, ale szybko przerwał mi jej telefon.
- Przepraszam Clary dzisiaj nie dam rady. – Odebrała telefon , chwyciła torbę i kluczę po czym rzuciła ciche „pa Clary” i trzasnęła drzwiami z hukiem.
- Pa. – odpowiedziałam siedząc w samotności biorąc kolejny łyk.
         Zjadłam dwie kanapki i popiłam resztką kawą. Mama nie miała w zwyczaju sprzątać ,a ja przyzwyczaiłam się że to już należy do moich obowiązków ,więc pochowałam naczynia do zmywarki,  jedzenie do lodówki i pozamiatałam. Wyciągnęłam korek ze zlewu i spojrzałam przez okno. Słońce wyszło zza chmur. Słychać było śpiew ptaków ,a nieliczne krople wody wciąż spływały po szybach przypominając jak ostatniej nocy padało. Oparłam się o blat jeszcze chwile napawając się widokiem za oknem po czym pomyślałam.
- Cholera… co ja będę robić? Wszyscy znajomi wyjechali na wakacje a ja będę przez dwa miesiące siedzieć w domu? Nalałam sobie kolejny kubek kawy i usiadłam przy stole przeglądając lokalną gazetę.
Gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi to była nasza namolna sąsiadka Molly Walker. Stanęła w drzwiach jest wysoką kobietą ze sporą nadwaga jej czarne włosy upięte były na głowie w babcinego koka ,a tryskające niegdyś życiem błękitne oczy całkowicie straciły blask. Miała już swoje lata i na dodatek była strasznie samotną kobietą. Szczerze jej nienawidziłam. Nieustannie obrażała mnie i moją mamę ,ale nie miałam zamiaru jej obrażać jako pierwsza. Nie widziałam powodu ,aby zaczynać wojnę. Zmierzyłam ją stojącą w naszym progu. Po czym niechętnie się uśmiechnęłam i powiedziała.
- Dzień dobry Pani Molly! Co panią sprowadza do nas? – zapytałam próbując być uprzejma ,ale to co usłyszałam za chwile wprawiło mnie w osłupienie.
- Słuchaj ty mała gówniaro. Jeśli jeszcze raz zobaczę jak twój brudny kundel wbiega na mój trawnik. To obiecuje ,że osobiście rozstrzelam go wiatrówką! – stałam chwilę zdziwiona tym co usłyszałam po czym powiedziałam.
- Mocne słowa jak na taką babkę. Poza tym ja nie mam psa ,a za znęcanie się nad zwierzętami można iść do więzienia droga pani.
Miłego dnia. Dowidzenia  – Uśmiechnęłam się cwaniacko podnosząc tym samym jedną brew i zatrzasnęłam drzwi ,a ona tam nadal stała. Była tak zdziwiona moją poniekąd bezczelną odzywką ,że nie mogła się ruszyć. Niestety ja nie pozostaje nigdy dłużna i nie pozwolę aby ktoś mnie obrażał. Po całym incydencie poczułam ,że znowu robię się głodna. W końcu dochodziła już 1 po południu.
         Musiałam jechać po zakupy bo brakowało w domu mleka i myślałam nad jakimś obiadem na dzisiaj i niedzielę o ile mama znowu nie zostawi mnie samej. Ubrałam czarne trampki i chwyciłam torbę leżącą na pufie na korytarzu. Zakluczyłam drzwi i ruszyłam w stronę mojego srebrnego fiata.
         Zakupy nie zajęły mi dużo czasu bo najbliższy sklep jest oddalony jakąś mile stąd. Wróciłam po piętnastu minutach. Wypakowałam reklamówki z auta i stanęłam przed drzwiami domu. Próbowałam znaleźć kluczyki w torbie wyciągnęłam je i natychmiast upuściłam na zielony dywanik z napisem ‘Welcome’ tuż pod naszymi drzwiami. Dobrze ,że moja mama tego nie widziała. Nieustannie narzeka ,że wszystko leci mi z rąk. W sumie sama musiałam przyznać ,że niezdara ze mnie. Schyliłam się szybko po nie i włożyłam do zamka. Popchnęłam drzwi i znów schyliłam się po siatki. Nagle usłyszałam za sobą męski głos.
- Może ci pomóc piękna?
         Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę miał tak na oko 180  centymetrów wzrostu. Wyglądał dojrzale jednak jego twarz przypominała twarz chłopięcą. Zielone oczy spoglądały na mnie z zza kasztanowych loków. Ubrany w białą koszulę ,która luźno opadała podkreślając jego umięśnione ramiona i brzuch. Dresowe szare spodnie wisiały na jego udach ukazując tym samym bokserki. Wszystko to idealnie podkreśliły czarne trampki i niewielki naszyjnik z zawieszką w kształcie papierowego samolociku ,trzymał w ręce parę listów. Podał mi je i powiedział z uśmiechem.
- Chyba zaszła pomyłka. Jestem Harry i wczoraj wprowadziłem się obok.
         Cała oszołomiona tym miłym dla mojego oko widokiem nie mogłam nic wyksztusić ‘powiedz coś idiotko!’ – pomyślałam.
- H..hej jestem Clary. Dziękuje za listy dosyć często listonosz się myli. Miło mi cię poznać.
- Wzajemnie, to co pomóc ci z tymi zakupami.- zapytał spoglądając na przeźroczyste reklamówki.
- Tak, dziękuję.
-Chwyciłam zakupy i weszłam do środka ,a on zabrał całą resztę ,zatrzaskując nogą drzwi za sobą.
-  Gdzie mam je położyć?
- Na stole w kuchni. – odparłam i wskazałam mu drogę zdejmując buty w holu. Weszłam za nim do kuchni i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zapytałam nerwowo.
- Herbaty?
- Tak chętnie dziękuje! – Spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak słodko , tyle w tym było radości wyglądał jak przerośnięte dziecko cieszące się na lizaka. Zaparzyłam ją i zaniosłam do salonu. Znajdującego się naprzeciw kuchni. Był on dosyć spory. Ściany miały czerwony kolor a czarna kanapa. Znajdowała się na samym środku. Naprzeciwko kominka. Pod oknami wychodzącymi na ulice stał długi stół ,a po przeciwnej stronie pomieszczenia umiejscowione było wyjście na taras. Czuć jeszcze było woń porannej kawy. Otwarłam okno ,aby wpuścić nieco świerzego powietrza. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać.
- Co cię sprowadza na przedmieścia? – zapytałam
- Zawsze chciałem mieszkać w Londynie. Długo szukałem idealnego miejsca. Chciałem żeby okolica była w miarę spokojna ,ale nie za daleko od centrum. Znalazłem ten dom i nie był drogi więc pomyślałem ,że go kupie. – Wziął łyk herbaty i powiedział.
- Teraz będziemy sąsiadami. – I znów się uśmiechnął.
         Przez chwilę widziałam tylko jak jego usta się ruszają. Przeszywał mnie wzrokiem ,a ja nie widziałam nic poza jego zielonymi tęczówkami.
- Dobra koniec gadania o mnie. Ile masz lat Clary?
- Niedawno skończyłam 17. – Uśmiechnął się i zmierzył mnie od góry do dołu.
- Chodzisz tu blisko do szkoły?
- Tak, w centrum 20 minut drogi. Jestem w ostatniej klasie Liceum. A ty chodzisz do szkoły?
- Nie na razie pracuję ,ale przymierzam się żeby zacząć jakieś studia.
- Ambitnie! – powiedziałam uśmiechając się do niego.
- A ile ty masz lat?
- 20. – odpowiedział i siedzieliśmy chwile w milczeniu napawając się smakiem i zapachem herbaty unoszącej się w powietrzu.
- Tak czy inaczej miło było cię poznać Clary. Dziękuje za herbatę i mam nadzieję ,że to kiedyś  powtórzymy.
- Na pewno chętnie zapraszam. – ‘uśmiechaj się nie zrób nic głupiego’ myślałam cały czas. Odprowadziłam go do drzwi. Już chciałam je zamknąć kiedy przeszkodził mi stawiając nogę pomiędzy nimi a futryną. Chwycił drzwi ręką i spojrzał swoimi pięknymi zielonymi oczyma wprost w moje , niemal mnie hipnotyzując zapytał.
- Co robisz w sobotę około 16?
- Jeszcze nie wiem a co? – ‘nie pokazuj ,że ci zależy!’ – krzyczały do mnie moje myśli.
- Może chcesz się przejść do kina?
- Spoko – opowiedziałam z uśmiechem ,ale nie za dużym.
- To do zobaczenia  w sobotę. – Uśmiechnął się łobuzersko i mrugnął co sprawiło ,że stado motyli w moim brzuchu zaczęło tańczyć walca obserwowałam go chwilę jak idzie chodnikiem do domu. Zamknęłam drzwi na klucz oparłam się o nie i spojrzałam w górę.
……
- Mam randkę!!! – krzyknęłam.

                            Hej! To pierwszy rozdział mojego fanfiction. Jestem amatorką więc z góry przepraszam za różne błędy. I jeśli macie jakieś uwagi albo propozycje dotyczące dalszych losów Harrego i Clary piszcie w komentarzach. Na pewno wezmę je sobie do serca. Dziękuję za przeczytanie :*

:)



Hej! Oto mów pierwszy blog i fanfiction.
Mam nadzieję ,że się wam spodoba. Nazwałam go „Inside”. Opowiada historię Clary Cab i Harrego Styles’a. Pokazuję ,że trzeba poznać kogoś bliżej żeby dowiedzieć się jaki jest naprawdę. Ponieważ jestem amatorką za wszelkie błędy z góry przepraszam. Czekam na wasze uwagi i pomysły dotyczące ich dalszych losów. Piszcie w komentarzach jakie są wasze wrażenia. Pozdrawiam L.C. :****