Masz czasami wrażenie ,że lecisz w dół , że
spadasz…? Widzisz tylko chmury rozciągające się nad tobą , czujesz krople
deszczu spływające po twojej twarzy i wiatr na twoich plecach ,strasznie się
boisz… czekasz na bolesny upadek ,który zaraz ma nastąpić? Gdy naglę ktoś
chwyta twoją dłoń i ciągnie cię ku górze ,nie widzisz twarzy tylko oczy. Oczy
tak piękne ,że patrząc w nie zapominasz o całym strachu. Naglę znów ogarnia cię
ciemność i uderzasz plecami o taflę wody.
Z krzykiem podniosłam się z łóżka i
rozejrzałam po sypialni wodząc ręką po pościeli aby upewnić się ,że to nie
kolejny sen. Serce kołatało mi jak szalone. Na szczęście byłam w swoim pokoju.
Było strasznie ciemno. Zerknęłam na zegarek stojący na komodzie obok. Była 2 w
nocy ,a za oknem szalała letnia burza.
Ciemno-bure niebo przeszywały pioruny, którym
towarzyszyły potężne grzmoty. Nigdy się jej nie bałam pozwalało mi to się
zrelaksować. Podniosłam się i dotknęłam stopą zimnych paneli idąc w kierunku
łazienki. Stanęłam przed lustrem i oparłam się o umywalkę. Bicie serca było bardzo szybkie oddychałam
głęboko próbując je uspokoić. Spojrzałam w górę i ujrzałam dziewczynę. Była
blada a jej czekoladowe oczy podkrążone i zaczerwienione. Brązowe włosy sterczały
na głowie przypominając gniazdo dla ptaków ,biała półprzeźroczysta koszula pognieciona
opadając w dół odsłaniała jej kościste ramiona i nogi. Nie był to przyjemny
widok ,a najgorsze było to ,że tą dziewczyną byłam ja. Od miesięcy ten sam sen
nie daje mi spokoju. Nie mam pojęcia co on oznacza ani dlaczego mi się śni ,ale
wiedziałam ,że nadmierny brak snu niekorzystnie wpływała na mój wygląd i
zdrowie. Otrząsnęłam się odkręciłam kran i ukoiłam moją twarz przemywając ją
lodowata wodą zerknęłam ostatni raz na swoje odbicie w lustrze i szybko wróciłam do pokoju gasząc za sobą
światło.
Wsunęłam się pod pościel i obserwowałam przebieg
burzy. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w rytm padającego deszczu, kropli
stukających w okna mojej sypialni ,szumiącego wiatru i przerażających grzmotów.
Błyskawice regularnie przeszywały niebo rozjaśniając co chwilę mój pokój. Białe
ściany, czekoladowe meble, kilka książek na półce. W sumie miałam w nim tak
mało rzeczy ,że nie musiałam za często sprzątać. Oto cała ja nudna ,spokojna i…
samotna ja.
…
Słońce wdarło się do pokoju i
oświetliło moją twarz. Skrzywiłam się impulsywnie i przeciągnęłam z
towarzyszącym ziewnięciem. Usiadłam się i przetarłam oczy ponownie ziewając.
Zeskoczyłam energicznie z łóżka i ruszyłam w stronę balkonu. Odsunęłam
półprzeźroczystą białą firankę i otworzyłam szklane drzwi. Zamknęłam oczy i
zaciągnęłam się powietrzem. Kocham poranek po burzy. Czuję się jakby cały świat
był nowonarodzony. Nie przeszkadzało mi nic. Mokre i lodowate stopy, lekki
powiew wiatru ani krople spływające z rynny nade mną wprost na włosy ,które
były w kompletnym nieładzie. Znów się przeciągnęłam, zaciągając się zapachem
poranka równocześnie zachwycając się widokiem Londyńskich ulic na
przedmieściach. Odwróciłam się na pięcie i sięgnęłam po paczkę papierosów leżących
na parapecie. Odpaliłam jednego i poczułam jak duszący dym wypełnia moje płuca.
Wiem ,że nie jest to zdrowe ,ale nie potrafię pozbyć się tego paskudnego
nałogu. Zapach papierosa i poranka sprawia ,że czuję się jak nowy człowiek. Stałam
tak około 10 minut następnie zgasiłam papierosa i weszłam do środka zostawiając
na drewnianych panelach ślady moich mokrych stóp prowadzących do łazienki.
Byłam całkowicie spocona powodem tego
były moje nocne koszmary. Biała koszula wylądowała na niebieskich kafelkach ,a
ja weszłam pod prysznic zasuwając za sobą zasłonkę. Odkręciłam kran i strumień
gorącej wody momentalnie spryskał całe moje ciało. Po wyjściu umyłam zęby i
wysuszyłam włosy upinając je w niesfornego kucyka. Nałożyłam na siebie szarą
bluzkę i dżinsowe szorty. Zbiegłam na dół po schodach i zajrzałam do kuchni.
Tak jak myślałam mama już od białego rana szykuje
się do pracy. Weszłam swobodnie i usiadłam się na krześle. Stół wyglądał jak
śniadaniowe pobojowisko. Stały na nim sery od białych ,poprzez żółte ,aż do
pleśniowych, i chyba wszystkie warzywa jakie nadawały się na zrobienie porannej
kanapki. Deski ,noże ,łyżeczki, kubek i 3 talerze ,aż trudno uwierzyć ,że to
wszystko zostawiła po sobie jedna osoba. W ten cały nieład idealnie wplótł się czerwony
koszyczek pełen cieplutkich bułek stojących na środku stołu.
Na ladzie za moimi plecami znajdował się dzbanek
pełen kawy. Wyciągnęłam mój ulubiony kubek z ciemno-dębowej szafki wiszącej nad
ladą. Po czym podniosłam dzban i poczułam jak zapach kawy unosi się wraz z parą
ku mojej twarzy wypełniając tym samym kuchenną przestrzeń swoim aromatem.
Wzięłam łapczywy łyk i obserwowałam moją mamę, usiadłam znów przy stole po czym
głośno westchnęłam i powiedziałam.
-
Cześć mamo!
- O
cześć skarbie! Nie zauważyłam ,że wstałaś.
-
Tak ,widzę że dzisiaj jem sama… znowu. – powiedziałam pretensjonalnie.
-
Wybacz skarbię, wiesz problemy w biurze, rachunki do zapłacenia , spotkanie z
prezesem zarządu. Jutro zjemy razem.
-
Tak na pewno.
Spojrzałam na moje odbicie w kawie.
Zobaczyłam tam twarz smutnej i osamotnionej dziewczyny ,która próbuje
desperacko ukryć swoje rozczarowanie. Czułam wzrok mamy na moich plecach. Łza
spłynęła
po moim policzku i wylądowała w kubku zniekształcając moje odbicie. Objęła mnie
od tyłu po czym powiedziała.
- Kocham
cię Clary wiesz?
-
Wiem Mamo, ja ciebie też. Może zjemy razem obiad. Możemy zjeść na mieście albo
sama zrobię coś w domu.. – powiedziałam szybko z nadzieją ,że spędzę z nią w
końcu trochę czasu, ale szybko przerwał mi jej telefon.
- Przepraszam
Clary dzisiaj nie dam rady. – Odebrała telefon , chwyciła torbę i kluczę po
czym rzuciła ciche „pa Clary” i trzasnęła drzwiami z hukiem.
-
Pa. – odpowiedziałam siedząc w samotności biorąc kolejny łyk.
Zjadłam dwie kanapki i popiłam resztką
kawą. Mama nie miała w zwyczaju sprzątać ,a ja przyzwyczaiłam się że to już
należy do moich obowiązków ,więc pochowałam naczynia do zmywarki, jedzenie do lodówki i pozamiatałam.
Wyciągnęłam korek ze zlewu i spojrzałam przez okno. Słońce wyszło zza chmur.
Słychać było śpiew ptaków ,a nieliczne krople wody wciąż spływały po szybach
przypominając jak ostatniej nocy padało. Oparłam się o blat jeszcze chwile
napawając się widokiem za oknem po czym pomyślałam.
-
Cholera… co ja będę robić? Wszyscy znajomi wyjechali na wakacje a ja będę przez
dwa miesiące siedzieć w domu? Nalałam sobie kolejny kubek kawy i usiadłam przy
stole przeglądając lokalną gazetę.
Gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi to była nasza
namolna sąsiadka Molly Walker. Stanęła w drzwiach jest wysoką kobietą ze sporą nadwaga
jej czarne włosy upięte były na głowie w babcinego koka ,a tryskające niegdyś
życiem błękitne oczy całkowicie straciły blask. Miała już swoje lata i na
dodatek była strasznie samotną kobietą. Szczerze jej nienawidziłam. Nieustannie
obrażała mnie i moją mamę ,ale nie miałam zamiaru jej obrażać jako pierwsza.
Nie widziałam powodu ,aby zaczynać wojnę. Zmierzyłam ją stojącą w naszym progu.
Po czym niechętnie się uśmiechnęłam i powiedziała.
-
Dzień dobry Pani Molly! Co panią sprowadza do nas? – zapytałam próbując być
uprzejma ,ale to co usłyszałam za chwile wprawiło mnie w osłupienie.
-
Słuchaj ty mała gówniaro. Jeśli jeszcze raz zobaczę jak twój brudny kundel
wbiega na mój trawnik. To obiecuje ,że osobiście rozstrzelam go wiatrówką! –
stałam chwilę zdziwiona tym co usłyszałam po czym powiedziałam.
-
Mocne słowa jak na taką babkę. Poza tym ja nie mam psa ,a za znęcanie się nad
zwierzętami można iść do więzienia droga pani.
Miłego
dnia. Dowidzenia – Uśmiechnęłam się
cwaniacko podnosząc tym samym jedną brew i zatrzasnęłam drzwi ,a ona tam nadal
stała. Była tak zdziwiona moją poniekąd bezczelną odzywką ,że nie mogła się
ruszyć. Niestety ja nie pozostaje nigdy dłużna i nie pozwolę aby ktoś mnie
obrażał. Po całym incydencie poczułam ,że znowu robię się głodna. W końcu
dochodziła już 1 po południu.
Musiałam jechać po zakupy bo brakowało
w domu mleka i myślałam nad jakimś obiadem na dzisiaj i niedzielę o ile mama
znowu nie zostawi mnie samej. Ubrałam czarne trampki i chwyciłam torbę leżącą
na pufie na korytarzu. Zakluczyłam drzwi i ruszyłam w stronę mojego srebrnego
fiata.
Zakupy nie zajęły mi dużo czasu bo
najbliższy sklep jest oddalony jakąś mile stąd. Wróciłam po piętnastu minutach.
Wypakowałam reklamówki z auta i stanęłam przed drzwiami domu. Próbowałam
znaleźć kluczyki w torbie wyciągnęłam je i natychmiast upuściłam na zielony
dywanik z napisem ‘Welcome’ tuż pod naszymi drzwiami. Dobrze ,że moja mama tego
nie widziała. Nieustannie narzeka ,że wszystko leci mi z rąk. W sumie sama
musiałam przyznać ,że niezdara ze mnie. Schyliłam się szybko po nie i włożyłam
do zamka. Popchnęłam drzwi i znów schyliłam się po siatki. Nagle usłyszałam za
sobą męski głos.
-
Może ci pomóc piękna?
Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego
mężczyznę miał tak na oko 180 centymetrów wzrostu. Wyglądał dojrzale jednak
jego twarz przypominała twarz chłopięcą. Zielone oczy spoglądały na mnie z zza
kasztanowych loków. Ubrany w białą koszulę ,która luźno opadała podkreślając
jego umięśnione ramiona i brzuch. Dresowe szare spodnie wisiały na jego udach
ukazując tym samym bokserki. Wszystko to idealnie podkreśliły czarne trampki i
niewielki naszyjnik z zawieszką w kształcie papierowego samolociku ,trzymał w
ręce parę listów. Podał mi je i powiedział z uśmiechem.
- Chyba
zaszła pomyłka. Jestem Harry i wczoraj wprowadziłem się obok.
Cała oszołomiona tym miłym dla mojego
oko widokiem nie mogłam nic wyksztusić ‘powiedz coś idiotko!’ – pomyślałam.
-
H..hej jestem Clary. Dziękuje za listy dosyć często listonosz się myli. Miło mi
cię poznać.
-
Wzajemnie, to co pomóc ci z tymi zakupami.- zapytał spoglądając na
przeźroczyste reklamówki.
-
Tak, dziękuję.
-Chwyciłam
zakupy i weszłam do środka ,a on zabrał całą resztę ,zatrzaskując nogą drzwi za
sobą.
- Gdzie mam je położyć?
- Na
stole w kuchni. – odparłam i wskazałam mu drogę zdejmując buty w holu. Weszłam
za nim do kuchni i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zapytałam nerwowo.
-
Herbaty?
-
Tak chętnie dziękuje! – Spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak słodko , tyle w
tym było radości wyglądał jak przerośnięte dziecko cieszące się na lizaka.
Zaparzyłam ją i zaniosłam do salonu. Znajdującego się naprzeciw kuchni. Był on
dosyć spory. Ściany miały czerwony kolor a czarna kanapa. Znajdowała się na
samym środku. Naprzeciwko kominka. Pod oknami wychodzącymi na ulice stał długi
stół ,a po przeciwnej stronie pomieszczenia umiejscowione było wyjście na
taras. Czuć jeszcze było woń porannej kawy. Otwarłam okno ,aby wpuścić nieco świerzego
powietrza. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać.
-
Co cię sprowadza na przedmieścia? – zapytałam
- Zawsze
chciałem mieszkać w Londynie. Długo szukałem idealnego miejsca. Chciałem żeby
okolica była w miarę spokojna ,ale nie za daleko od centrum. Znalazłem ten dom
i nie był drogi więc pomyślałem ,że go kupie. – Wziął łyk herbaty i powiedział.
-
Teraz będziemy sąsiadami. – I znów się uśmiechnął.
Przez chwilę widziałam tylko jak jego
usta się ruszają. Przeszywał mnie wzrokiem ,a ja nie widziałam nic poza jego
zielonymi tęczówkami.
-
Dobra koniec gadania o mnie. Ile masz lat Clary?
-
Niedawno skończyłam 17. – Uśmiechnął się i zmierzył mnie od góry do dołu.
-
Chodzisz tu blisko do szkoły?
-
Tak, w centrum 20 minut drogi. Jestem w ostatniej klasie Liceum. A ty chodzisz
do szkoły?
-
Nie na razie pracuję ,ale przymierzam się żeby zacząć jakieś studia.
-
Ambitnie! – powiedziałam uśmiechając się do niego.
- A
ile ty masz lat?
-
20. – odpowiedział i siedzieliśmy chwile w milczeniu napawając się smakiem i zapachem
herbaty unoszącej się w powietrzu.
-
Tak czy inaczej miło było cię poznać Clary. Dziękuje za herbatę i mam nadzieję
,że to kiedyś powtórzymy.
-
Na pewno chętnie zapraszam. – ‘uśmiechaj się nie zrób nic głupiego’ myślałam
cały czas. Odprowadziłam go do drzwi. Już chciałam je zamknąć kiedy
przeszkodził mi stawiając nogę pomiędzy nimi a futryną. Chwycił drzwi ręką i
spojrzał swoimi pięknymi zielonymi oczyma wprost w moje , niemal mnie
hipnotyzując zapytał.
-
Co robisz w sobotę około 16?
-
Jeszcze nie wiem a co? – ‘nie pokazuj ,że ci zależy!’ – krzyczały do mnie moje
myśli.
-
Może chcesz się przejść do kina?
- Spoko
– opowiedziałam z uśmiechem ,ale nie za dużym.
-
To do zobaczenia w sobotę. – Uśmiechnął
się łobuzersko i mrugnął co sprawiło ,że stado motyli w moim brzuchu zaczęło
tańczyć walca obserwowałam go chwilę jak idzie chodnikiem do domu. Zamknęłam
drzwi na klucz oparłam się o nie i spojrzałam w górę.
……
-
Mam randkę!!! – krzyknęłam.
Hej! To pierwszy
rozdział mojego fanfiction. Jestem amatorką więc z góry przepraszam za różne
błędy. I jeśli macie jakieś uwagi albo propozycje dotyczące dalszych losów
Harrego i Clary piszcie w komentarzach. Na pewno wezmę je sobie do serca.
Dziękuję za przeczytanie :*